czwartek, 13 lutego 2014

Nieporozumienie

Rozdział IV
 
Isabel obudziła się, kiedy poczuła świeże i orzeźwiające powietrze, napływające do przedziału przez otwarte okno. Cały czas trzymała rękę Michaela. Spojrzała na niego, był blisko niej, patrzył na nią z uśmiechem, o dziwo nie przeszkadzało jej to. Isabel zrobiło się nawet miło, że ktoś jest obok niej. puściła jego rękę, wstała i rozciągnęła się, po czym z powrotem usiadła. Uśmiechnęła się do Michaela, nie zamierzała nic mówić. Po chwili spostrzegła, że odzyskała swój pierścionek, była przeszczęśliwa, a potem spochmurniała. Właśnie uświadomiła sobie, że siedzi obok chłopaka, o którym nic nie wie , a na dodatek siedzi tak blisko niego, że sprawiają wrażenie zakochanych. Spojrzała na niego, od razu wyczuł jej wzrok i wiedział, o co chodzi dziewczynie.
-Gdybym chciał cię skrzywdzić, to bym już dawno to zrobił, nie uważasz?-Uśmiechnął się.-Myślałem, że już mi ufasz.
-To się pomyliłeś-powiedziała oschle. Kłamała.
-Po, co tam jedziesz?-spytał
-Nie będę ci się spowiadała, nie znam cię!- niemal krzyczała ze zdenerwowania.
-Też tam jadę, wiesz-spojrzał na jej fioletowe włosy.-Nie martw się wszystko będzie dobrze, tylko zrozum, to nie jest miejsce dla takiej osoby jak ty.
-Co ty o mnie wiesz?To, że siedzisz tak blisko mnie nic nie oznacza-spiorunowała go wzrokiem.
-Jesteś pewna? Wiem o tobie więcej niż wszyscy twoi bliscy, wiem co się stało ,dlaczego jedziesz tam, tylko , że ty nic nie wiesz o tym miejscu, nie słuchasz innych osób, bo twój honor ci na to nie pozwala. Nie dajesz innym poznać siebie i pewnie długo jeszcze tego nie zrobisz-uśmiechnął się do niej słabo.
Isabel bardzo to zabolało, ale w końcu mówił prawdę, miał rację. Po raz pierwszy zdała sobie z tego sprawę, że ktoś obcy, zna ją lepiej niż ona sama.
-Masz rację ,przepraszam- spojrzała na niego, dostrzegła w jego twarzy lekki ubaw.- Co cię tak bawi ? Masz rację, jesteś zadowolony.
Uśmiechnął się, jego twarz była rozpromieniona. Dziewczyna jednak nie mogła oderwać wzroku od jego oczu, były takie piękne, błękitne, aż chciało być blisko niego, przytulić go i pocałować. Isabel zmarszczyła czoło i szybko odgoniła od siebie te myśli. Spojrzała na chłopaka, uśmiechał się, jego wzrok skierowany był ku niej.
-Czemu się tak uśmiechasz ?-spytała zaciekawiona i zdezorientowana.
-A nie mogę-rzekł ze spokojem.
Isabel nic nie odpowiedziała, chłopak przysunął się do niej i chwycił jej rękę. Dziewczyna chciała wyrwać ją, ale znów poczuła to samo, co ostatnio. To było coś niezwykłego, jakby miała przy sobie kogoś, kogo kocha, to tak jakby się z nim całowała. Zamiast tego po prostu siedzieli blisko, trzymając się za dłonie, wyglądało to trochę jakby byli parą, na samą myśl o tym Isabel nie wiedziała, co myśleć, ale bardzo chciała wiedzieć, co w tym momencie czuje Michael.
 -Wiesz, co teraz sobie myślę?- chłopak podniósł jedną brew.-Że fajna by była z nas para-uśmiechnął się.
Isabel zaśmiała się.
-Wątpię- prychnęła.-Poznaliśmy się w całkiem niemiłych okolicznościach, więc raczej to się nie uda.
-Tera tak mówisz mi tu, a tak naprawdę czujesz i myślisz, co innego. Zaprzeczasz sama sobie-spojrzał na nią , jedną ręką dotknął jej policzka.
-Co ty robisz ?-spytała Isabel
-Próbuję ujrzeć twój kolor oczu-puścił do niej zalotnie oczko.
Przejechał swoją dłonią po jej włosach, po czym przysunął głowę. Jego usta spotkały się z ustami dziewczyny, która zaskoczona odwzajemniła pocałunek. Michael odsunął się.
-Przepraszam- powiedział nie śmiało.-Nie chciałem, trochę mnie poniosło-mówił to tak jakby kłamał. Dziewczyna dobrze wiedziała, że tak jest.
-Kłamiesz, chciałeś tego, dobrze o tym wiem.
-Ja?? A może to tego chciałaś? Ja tylko pomogłem ci, bo wiem, że pierwsza byś tego nie zrobiła-chwycił ją za rękę. Tym razem dziewczyna nie zaprzeczyła.




środa, 22 stycznia 2014

Błękitno Oki


Rozdział III
Isabel siedziała zapatrzona w ciemnym przedziale, gdy próbowała wyobrazić sobie Zack’a przed oczyma pojawiał jej się obraz pięknego, czerwonego i tajemniczego spojrzenia, a w uszach rozbrzmiewały jej słowa: ,,To mija się z twoim celem”. Dziewczyna była przerażona swoimi przeżyciami, chłopak, który na nią naskoczył, a teraz Zack. Wyciągnęła telefon. Miała w nim 10 połączeń nieodebranych od mamy i aż 25 od taty.
~Teraz się o mnie martwią, a ciekawe gdzie byli wcześniej.~ Dziewczyna schowała swój telefon do plecaka i rozciągnęła ręce oraz nogi. Ziewnęła sobie, gdy nagle, ktoś otworzył drzwi od jej przedziału.
-Przepraszam- powiedział delikatny głos, Isabel nie była w stanie odróżnić, czy to chłopak czy też dziewczyna.
-Tak ?-spytała zaskoczona.
-Mogę się tu schować? Podpadłem moim kolegom i teraz szukają mnie-spojrzał na Isabel, dziewczyna była już teraz pewna, że to chłopak.
-Ok- kiwnęła głową i szybko odwróciła ją do okna by nie patrzeć na twarz nieznajomego.
 Ukradkiem dziewczyna zauważyła, że chłopak ma na wskazującym palcu jej pierścień, który jej zginął. Nigdy nie zastanawiała się skąd go ma, był po prostu jej i tylko jej, nigdy go nie ściągała, dlatego gdy błękitno Oki zabrał pierścionek, dziewczynie zrobiło się wtedy żal, ale pogodziła się z tym, na chwilę. Gdy zobaczyła ozdobę na palcu chłopaka, zapragnęła go odzyskać. Wyczuła jego wzrok na sobie, dlatego postanowiła się nie ruszać. Bacznie ją obserwował, każdy jej oddech, bicie serca było kontrolowane przez niego, czuła to. Minęło może dopiero 5 minut, ale dla Isabel to była wieczność, najwidoczniej chłopak nie zamierzał przestawać się gapić. Dziewczynę dopadły najczarniejsze myśli.
~Może to jakiś zboczeniec, szukający takich kozłów ofiarnych jak ja? Tylko, po co komu taka dziewczyna do niczego nienadająca się, ściągana przez jakiegoś świra, to bez sensowne~
Chłopak nie przestawał, bezczelnie mierzył ją od góry do dołu, Isabel chciała już krzyczeć, gdy nagle odwrócił swoją głowę. Zapadła cisza, ale tylko na moment.
-Dokąd jedziesz?- zapytał z delikatnością w głosie, już nie spoglądał na nią, co dodało jej trochę odwagi.
-Nie wiem- odpowiedziała obojętnie, nie dbając o to, co pomyśli sobie chłopak.
-Rozumiem, też nie wiem- uśmiechnął się i delikatnie przysunął bliżej ku dziewczynie. Isabel natomiast zbliżyła się do okna.-Michael(czyt. Miczel) -podał jej rękę, ona niechętnie odwzajemniła uścisk.
-Isabel-spojrzała w jego błękitne oczy, wyglądały tak jakby miały w sobie zawartość wszystkich wód na świecie. Chłopak trzymał jej dłoń dłużej niż powinien, albo Isabel dostawała do głowy. Nie wytrzymała i szybko wyrwała z uścisku swoją rękę. Nie mogła przecierpieć swojego pierścienia, jednak bała się odezwać o niego.
-Przepraszam-wyjąkał.- Zawsze mi się to zdarza- uśmiechnął się przepraszająco.
-Spoko-Isabel machnęła ręką.-Twoim kolegom chyba przeszło, już możesz chyba iść- uśmiechnęła się.
-Nie znasz ich, teraz pewnie czekają aż tam wrócę ,a gdy już wrócę… -przerwał i spojrzał na dziewczynę, tym razem ich oczy się spotkały, chłopak jednak się nie przestraszył.-Nie chcesz wiedzieć, co będzie potem-znowu się przysunął bliżej niej.
Isabel siedziała wciśnięta w fotel, oddychała spokojnie i miarowo, by nie zdradzić swojego zdenerwowania. Uśmiechała się, że niby wszystko jest w porządku, ale tak nie było.
-Nie denerwuj się, nie chce ci zrobić krzywdy, spokojnie-zmusił się do uśmiechu.-Jestem nie groźny , naprawdę .
Isabel spojrzała na niego, tym razem patrzył się w puste siedzenie naprzeciwko.
-Skąd masz ten pierścień?-spokojnie, bez nerwów zapytała. Michael uśmiechnął się, nic nie odpowiedział. Znów nastała cisza.
Minęła chwila, gdy chłopak znowu się przysunął, był tak, blisko, że dziewczyna czuła jego ciepło. Przez jej ciało przeszły dreszcze, bała się, a on jak na przekór wszystkiemu uśmiechał się.
-Głuchy jesteś?!- zapytała niemal krzycząc.
-Nie, nie jestem- odpowiedział z kpiną w głosie.

Przysunął się tak, blisko, że dziewczyna czuła jego ciało, zapach perfum. Słyszała nierówny oddech. Przez chwilę pomyślała, że może nawet nie jest taki zły, lecz gdy dotknął jej dłoni, zmieniła zdanie. Już chciała wyrwać swoją rękę z jego uścisku, ale coś ją powstrzymało. Zamknęła oczy, cały czas ją trzymał i był blisko niej. Czuła coś niezwykłego, uczucie, którego nie da się opisać. Zaraz potem usnęła.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Ucieczka


Rozdział II

Zmęczonej i zadyszanej Isabel mały jasno żółty domek rozmywał się w oczach, cały czas na jej czerwone policzki kapały zimne, chłodne i delikatne łzy, które koiły jej złość, kompletnie nie wiedziała, gdzie ma iść. Wiedziała jedno, że chce się podziać jak najdalej od ,,rodziny’’, okłamali ją i nie raczyliby jej nawet tego oznajmić, gdyby nie list. Dziewczynie przez myśl przemknęło, aby iść na stacje PKP, kupić bilet i wyjechać z tego miasta, wszystkie jej wspomnienie z dzieciństwa czy nawet wczorajszy dzień źle jej się kojarzyły. Teraz już na niczym dziewczynie nie zależało, jedyną osobą , która może była jeszcze czegoś warta, to jej były, ale do niego i tak nigdy by się nie wybrała, to w końcu ona go zostawiła pod pretekstem ,,To nie ma sensu’’, tak naprawdę kochała go i to aż za bardzo, Isabel trudno było to ukryć i zostawiła go, tak po prostu. Wiedziała, że to było bez sensu, ale teraz i tak nic nie miało najmniejszego znaczenia. Pogrążona w myślach przypadkowo wpadła na jakiegoś wysokiego chłopaka. Był blondynem o niebieskich oczach, miał ciemną kurtkę i granatowe przetarte jeansy, niespodziewanie chwycił jej rękę. Isabel otrząsnęła się i szybko wyrwała z jego mocnego uścisku, swoją białą kościstą dłoń.Przypadkowo z ręki sunął się jej pierścionek, który został w jego dłoni. Wystraszona dziewczyna nie czekała dłużej, aż chłopak odda jej pierścień, od razu pobiegła przed siebie, prosto chodnikiem. Mijający ją ludzie, gapili się na nią,nie mając jakiekolwiek  pojęcia, co się stało . Wreszcie zdyszana, zmęczona przystanęła, jej ręce spoczęły na kolanach.Chwilę jeszcze tak  trwała w tej pozycji. Rozejrzała się w poszukiwaniu chłopaka o delikatnych rysach, jednak nie dostrzegła go.Jedynie chodnikiem spokojnie szedł tylko starszy pan ,mocno opatulony szalikiem i czapką, lekko utykając ,a w prawej ręce trzymając laskę. Dziewczyna odwróciła się, chwile potem zorientowała się, że nie daleko znajduje się dworzec PKP .Ogarnęła się, jedną ręką przeczesała swoje włosy , a drugą włożyła do kieszeni od spodni. Ruszyła szybkim krokiem, miała nadzieje, że odjedzie z tego miasta jak najszybciej, nie ważne gdzie.  Chwile potem kupowała już bilet do jakieś małej wioseczki, pociąg ruszał dopiero za pół godziny, więc miała jeszcze dużo czasu. Podeszła do stoiska z drożdżówkami, pączkami i kupiła parę świeżych bułek, jednego pączka i 100 dag cukierków.
-To będzie 20,59 zł ,proszę pani-młody sprzedawca podał jej siatkę z zakupami, Isabel wyciągnęła rękę po nią i w tej samej chwili ich oczy spotkały się. Wzrok chłopaka miał piękny odcień czerwieni, było w nich coś, co bardzo zaciekawiło dziewczynę. –Przepraszam-rzekł nieśmiało.
-Nie ma, za co, ma pan piękny kolor oczu- uśmiechnęła się, po czym podała mu swoją dłoń.-Jestem Isabel –chłopak odwzajemnił jej gest.
-Zack. Co tutaj robisz? Nie jesteś trochę..-przerwał, tak jakby nie chciał urazić dziewczyny, jednak Isabel śmiało dokończyła za niego.
-Za młoda?- spytała z rozbawieniem.
-Nie to miałem na myśli- powiedział z lekkim zakłopotaniem.
Isabel spojrzała na niego, był nie wiele wyższy od niej, miał piękne czarne włosy z czerwonymi pasmami. Nosił biały fartuszek i czapeczkę. Na pierwszy rzut oka, nie ma w nim nic niezwykłego, normalny chłopak jak każdy inny, jednak, gdy bardziej mu się przyjrzała, dostrzegła tajemniczość skrytą w jego oczach. Isabel zadumała się , całkowicie straciła poczucie czasu .Chłopak jednak szybko wybudził ją  z amoku.
-Gdzie jedziesz?-spytał ni stąd ni  zowąd.
-To mało istotne- rzuciła okiem na zegar na ścianie, zostało jej piętnaście minut, uznała, że pora się zbierać.- Ja już muszę lecieć-jeszcze raz spojrzała w jego oczy, miały tą samą tajemniczość, co  5 minut wcześniej.-Pa- powiedziała obojętnie.
Obróciła się i ruszyła w stronę stacji, na której miał czekać jej pociąg. Kiedy już doszła, zauważyła, że jeszcze go tam nie ma. Usiadła na ławce. Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń, przez jej ciało przeszły dreszcze, mimo wszystko nie odwróciła się, by zobaczyć, kto ją dotknął.
-Wołałem cię-odezwał się znajomy męski ton. To był Zack.- Zostawiłaś portfel, z biletem- chłopak usiadł koło niej na ławce, podał jej portfel i bilet.Spojrzał na nią. Isabel udawała, że tego nie widzi, chłopak zaśmiał się.
-Co?- Spytała zaskoczona.
-Po, co jedziesz na tą zapizdziałą wiochę? Naprawdę tam nie ma nic ciekawego, przez to stamtąd uciekłem-cały czas patrzyła nią.
-Nie wiem, po prostu muszę, zresztą ty nie zrozumiesz- jej pociąg właśnie przyjechał. Wstała.- Cześć-rzuciła obojętnie i ruszyła w stronę pociągu. Czuła, że chłopak również wstał.
-Nie rozumiem, tam nie ma nic. Ludzie całymi dniami siedzą w domu i nie ruszają swoich Tylków z kanapy, a gdy kiedyś spotkasz tam kogoś na ulicy, to lepiej uważaj, to są dziwne typy-zamilkł. Usłyszała zbliżające się kroki w jej stronę.-Poczekaj- chwycił jej dłoń, swoją ręką dotknął jej ciepłego i delikatnego policzka.- Nie wiesz, co robisz, naprawdę, to mija się z twoim celem- Isabel oniemiała, odepchnęła go szybkim ruchem i wsiadła do pociągu. Odwróciła się.
-Skąd możesz znać moje plany, czy wiedzieć, co kol wiek o mnie? Rozmawiałeś ze mną tylko przez 10 minut, nie znasz mnie, nie wiesz, kim jestem i niech tak zostanie !-krzyknęła, po czym napięcie się obróciła i zginęła gdzieś w tłumie.

Isabel spojrzała przez okienko, widziała chłopaka, stał i gapił się na drzwi, dostrzegała w jego oczach wyraz smutku i zażenowania, było mu przykro, widziała to. Nagle zorientowała się ,że Zack patrzy na nią, szybko odwróciła wzrok i usiadła w pustym przedziale. 

czwartek, 2 stycznia 2014

Prawda wyszła na jaw

Rozdział I

Isabel stała w pokoju i przeglądała się w lustrze. Była inna niż wszyscy, nawet różniła się i to w znacznym stopniu od swojej rodziny, w niczym nie przypominała swojej matki, ojca, babci czy dziadka. W jej życiu ostatnio dużo się zmieniło, odkąd 2 tygodnie temu skończyła 16 lat wszystko wywróciło się do góry nogami.  Jej włosy przybrały barwę fioletu, za co została zrypana przez nauczycielkę gdyż ta stwierdziła, że ,,Pofarbowała włosy’’, kiedy tak naprawdę ona nic nie zrobiła, w ostatnim czasie nie miała nawet czasu wstąpić do salonu fryzjerskiego. Nocą śniły jej się straszne koszmary, które przedstawiały ją i jakąś osobę w czerni, cały czas była zamazana, przez co trudniej było jej stwierdzić, kto to. W jej snach tajemnicza postać cały czas mówiła coś do niej, a potem w jej serce wbijała sztylet. Wtedy Isabel budziła się cała zlana potem i wystraszona, nie miała pojęcia, co oznaczają jej koszmary. Do jej pokoju bezszelestnie weszła mama, mimo tego dziewczyna zauważyła ją w lustrze. Odwróciła się, jak zwykle Jenny miała nie naganną fryzurę, włosy koloru blond, były zaczesane w luźny warkocz, dzięki czemu 38-latka sprawiała wrażenie młodszej, na sobie miała czerwoną obcisłą koszulkę i jasne grantowe jeansy, była uśmiechnięta, jednak w jej wyglądzie było coś, co zaniepokoiło Isabel. Kobieta podeszła do niej i przytuliła ją do siebie, dziewczyna słyszała jej przyśpieszone bicie serca, wyczuwała, że jest bardzo zdenerwowana. 
-Isabel-spojrzała na nią swoimi niebieskimi, zmęczonymi oczami.-Usiądźmy, proszę cię.
Obydwie usiadły na pościelonym świeżo łóżku, w powietrzu można było wyczuć napiętą sytuację, strach i powagę. Isabel wiedziała, że mama, niby mama, chciała jej przekazać coś ważnego, coś co miało w tej chwili wszystko dziewczynie wyjaśnić, tylko nie wiedziała co.
-Słuchaj, chcę żebyś wiedziała, że bardzo, ale to bardzo ja i ojciec cię kochamy i nigdy nie chcieliśmy dla ciebie źle- jej głos się załamał, do oczu zaczęły napływać łzy- Ale w ostatnim czasie za dużo rzeczy się wydarzyło i postanowiłam, znaczy ja i ojciec postanowiliśmy, że musimy ci to powiedzieć, teraz za nim będzie za późno- przerwała na moment jakby chciała sprawdzić czy Isabel jej słucha, ta zaś wpatrzona była w Jenny jak w obrazek, zaczęła ciągnąć dalej-Nie .- z jej oczu poleciały łezki, na jej obciślej czerwonej koszulce pojawiły się mokre plamy, sprawiające, że koszulka, zaczęła lekko prześwitywać-Nie jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami.
Isabel poczuła jak napływa do niej fala złości, jej twarz zrobiła się czerwona, a ręce zacisnęły się w pięści, tak, że jej kłykcie zbielały, mimo tego nie przerywała Jenny, bo widziała, że ta chce przemawiać dalej.
-Naprawdę długo się wzmagałam, żeby ci to powiedzieć-przerwała na moment, chciała chwycić rękę córki, lecz ta zabrała ją od matki.- Twoja prawdziwa mama umarła zaraz po twoich narodzinach, a ojca nikt nigdy nie znał, twoja matka nie miała żadnych znajomych, nikogo bliskiego, więc osoby w szpitalu poddali cię adopcji. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam poczułam w swoim sercu radość, a ty –znowu pociekły jej łezki oczu, była mokra i wystraszona, pierwszy raz Isabel widziała ją w takim stanie, zazwyczaj była uśmiechnięta i zdawała się niczym nie przejmować, jednak to tylko pozory.- Ty byłaś taka mała i słodka, ciągle się uśmiechałaś już wtedy czułam, że jesteś inna , dlatego tutaj teraz jesteś.
Przerwała jej ręka powędrowała do kieszeni w jasnych jeansach , które miała na sobie, wyciągnęła z niej kartkę, tak jakby list. Dziewczyna z złością w ciszy przyglądała się temu.
-Myślałam, że to żarty-podała kartkę Isabel.-Aż do teraz, kiedy zauważyłam , co się z tobą dzieje.
Dziewczyna wzięła kartkę i ją rozłożyła. To był list.
Droga Isabel!
Witaj, piszę do ciebie z dwóch powodów. Pierwszym jest to, że za miesiąc będziesz obchodziła swoje 16 urodziny i to , co się po nich stanie z twoim ciałem i nie tylko z nim ,bardzo cię zdziwią, z tym wiąże się także drugi powód, dla którego zwracam się do ciebie. Musisz uciekać z swojego dotychczasowego miejsca zamieszkania, poszukuje cię bardzo niebezpieczna osoba, musisz uciekać. W razie, jakich kol wiek pytań, wiesz gdzie mnie szukać
Twój nieznajomy.
Isabel długo trzymała jeszcze kartkę w rękach, była w szoku, nie wiedziała, co ma robić,a tym bardziej co oznaczają słowa ,, W razie jakich kol wiek pytań, wiesz gdzie mnie szukać.’’. To nie dorzeczne pomyślała.
-Co mam teraz zrobić? –Spojrzała na Jenny wyczekując, jakiej kol wiek podpowiedzi, czegoś, co by jej pomogło, niestety ta spojrzała tylko na nią, bez zamiaru powiedzenia najmniejszego słowa.-Co mam do cholery zrobić?
Jenny nie ruszała się, była nieruchoma i od czasu do czasu patrzyła na Isabel, która z niecierpliwością wyciągnęła swój czerwony plecak, do którego spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Jeszcze raz rzuciła okiem na pokój, a potem na swoją ,, matkę’’. Ta była nieruchoma, słońce na nią przyświecało, co utrudniło dziewczynie, dojrzenie jej wyrazu twarzy. Jenny próbowała przywołać obraz uśmiechniętej czterolatki, które nie świadoma, kochała ich ja prawdziwych rodziców. Kiedyś byli jak prawdziwa rodzina, a teraz, wreszcie oprzytomniała, ale Isabel już tu nie było.